D'abord deux images: / Najpierw dwie ilustracje/ |
image d'Alessandro Degli Angioli /2011 |
image de mon livre "Angelo delle scarpe" éd.Topipittori/Italie 2009, texte de Giovanna Zoboli |
/ To nie przypadek, ze zamiescilam je tu razem. Chodzi o domki... prosze dobrze sie przyjrzec, i napewno znajdziecie. Podobienstwo? Wiecej niz podobienstwo? Domek calkiem na lewej, na pierwszym obrazku, czy to nie jest ten sam, co ten calkiem z prawej na drugim, tylko odwrocony? Teraz mozecie zabawic sie w szukanie innych "podobienstw"./
Sauf que la première image n'est pas de moi, elle est de Alessandro Degli Angioli, un jeune illustrateur qui a trouvé juste de piquer, par ci par là, les "choses qui lui sont utiles", les retravaillant un peu à l'ordinateur, et les mettant dans SON image.
/ Tylko, ze pierwszy obrazek nie jest mojego autorstwa. Jego tworca jest Alessandro Degli Angioli, mlody ilustrator, ktory uwaza za calkiem normalne branie, to tu, to tam, "rzeczy, ktore sa mu przydatne", przerabianie ich troszeczke na komputerze i integrowanie w SWOJE ilustracje.
Je l'ai signalé à l'éditeur de mes livres en Italie, Topipittori, qui a réagi immédiatement sur son blog (http://topipittori.blogspot.com/2011/10/un-argomento-spinoso.html ). Les commentaires s'en suivent, je vous laisse de les découvrir (ceux qui lisent l'italien).
Zwrocilam na to uwage mojego wydawcy we Wloszech, Topipittori, ktory natychmiast zareagowal na blogu (http://topipittori.blogspot.com/2011/10/un-argomento-spinoso.html ). Oczywiscie pojawily sie komentarze, jesli ktos zna wloski, zapraszam do lektury.
Je vous laisse également découvrir l'interview d'Alessandro sur /Zalaczam tez linka do bloga, ktory publikuje wywiad z Alessandro http://www.frizzifrizzi.it/2011/10/19/7am-alessandro-degli-angioli/
Comme je ne domine pas assez bien l'italien, je ne peux participer à l'échange des commentaires sur le blog de Topipittori, alors ici, je veux seulement écrire, que je pourrais être traité de folle si je reprochait à quelqu'un de m'avoir copié, juste parce qu'il utilise le crayon à papier, mais là ce n'est pas le cas. C'est bien plus flagrant.
/ Jako, ze nie wladam na tyle dobrze jezykiem wloskim, zeby moc uczestniczyc w wymianie komentarzy na blogu Topipittori, tutaj, u siebie, chce tylko napisac, ze moznaby bylo uznac mnie za wariatke, gdybym zarzucala komus kopiowanie, tylko dlatego , ze tez rysuje olowkiem, ale tutaj chyba posunelo to sie troche dalej.../
Oj... współczuję.
RépondreSupprimerAle czytając wpisy na blogu Pani wydawcy widzę, że opinie w tej sprawie są zasadniczo jednomyślne. A stanowisko wydawcy jest jednoznaczne i nie pozostawia wątpliwości co do oceny takich sytuacji. Czy sam plagiator się odezwał - do Pani lub wydawcy?
Pozdrawiam serdecznie.
no trudno to nazwać inspiracją ....
RépondreSupprimera myślałam ,że takie rzeczy to tylko u nas się dzieją... Koniecznie trzeba o tym mówić ,pokazywać i piętnować - dobrze zrobiłaś, Asiu pisząc o tym na blogu
a tak z innej beczki ,cieszę się ,że coraz więcej piszesz po polsku :-)) pozdrawiam słonecznie j.
Anno : nie, plagiator sie nie odezwal, ani do mnie, ani do wydawcy, i raczej nie spodziewam sie tego.
RépondreSupprimerJolu, ja widac wszedzie sie dzieja roznosci... tez mysle , ze nie zawsze trzeba siedziec cicho.
cieplo pozdrawiam
Można to też potraktować nie jak zżynkę, a cytat. Sztuka się żywi sztuką, panie dziejaszku itede.
RépondreSupprimerBardziej mierżą mnie podróbki- nieświadome, wynikające z zapatrzenia,uwielbienia, czy całkiem świadome, cwane pójście na łatwiznę i praca z półproduktów. Takie nibypawlaki, prawieżelewskie. Zaczyna się wysyp chmielewskopodobnych. Błe.
@E.W. - w tym konkretnym przypadku to chyba jednak raczej nie cytat, a regularna zżynka, połączona z podróbką. Nie tylko domki są "pożyczone", ale w ogóle zastosowane środki, rodzaj papieru, sposób łączenia faktur, etc. Można się wkurzyć, bez dwóch zdań.
RépondreSupprimerbardzo zaradny i kreatywny ten młody ilustrator...
RépondreSupprimerpodobno masz spotkanie w listopadzie w pl w związku z książką "dym" korci mnie żeby przybyć:-D
@ anitamm - tak, mam spotkanie w listopadzie, zapraszam. Mowa o nim w poprzednim artykule.
RépondreSupprimerrozmowa po włosku rozwinęła się do całkiem pokaźnych rozmiarów, zbliża się do punktu o sens robienia ilustracji w ogóle, a i alessandro się włączył (http://www.alessandrodegliangioli.com/risposta.html) i dorzucił swoje dwa grosze. a ja się zastanawiam czemu tak zdolny człowiek musi się zniżać do tego typu piractwa? pozdrawiam serdecznie (ducha twoich ilustracji joanno i tak nie da sie podrobic :))) ag
RépondreSupprimerChere Joanna, voilà la reponse de monsieur Degli Angioli. En Italien. Un peu longue. Et sans aucune possibilité de réplication. http://www.alessandrodegliangioli.com/risposta.html
RépondreSupprimertak, wlasnie przeczytalam "przemyslenia" Alessandro. Do fanatyczki "posiadania" chyba mi daleko, a moze nie. Moze to "cytat" a moze nie.
RépondreSupprimerAlessandro zyczylby sobie "wyzszego poziomu" dyskusji. Ja nie zawsze jestem tego zwolenniczka, moze dlatego, ze jako osoba urodzona na wsi, zwiazana z ziemia, jej konkretami i wymogami, nie zawsze umiem wzniesc sie na takie wysokosci intelektualne. Bez wartosciowania, oczywiscie, ani jednego i ani drugiego.
Alessandro, zapytany w wywiadzie o jego inspiracje, mowi: ze oglada wiele ksiazek ilustrowanych, wiele blogow itp.
Ze pewnie sa u niego jakies wplywy, ale nieswiadome,ze nie wie od kogo i co wzial. Ze po prostu bierze co mu przydatne i wykorzystuje w swoich ilustracjach.
To tak jakby ktos, komu nie chce sie uprawiac swojego ogrodka - bo grzadki, bo sianie, chwasty, podlewanie, bo to nie dla niego - chodzil sobie po ogrodkach sasiadow i wybieral, a to piekna marchewke, a tu cebulke, ziemniaczki, por seler... no i robil sobie z tego dumnie zupe, potem nia czestowal mowiac: "moze dolac pani Zosiu, prawda, ze swietne warzywka mi wyszly w tym roku?" Wszystko to w imie "wyzszych aspiracji intelektualnych", ktorych pewnie blizni nie moga pojac.
Mysle, ze sasiedzi by mu po jakims czasie zbili pysk... przepraszam, co wrazliwszych ze grubianstwo.
A moze nie? Moze powinni powinni powiedziec, ze natura nalezy do wszystkich ( albo do nikogo?) wiec niech sobie czlowiek nie zaluje...
@ Topipittori - je viens de lire les « réflexions » d’Alessandro. Loin de moi l’idée de « posséder » quoi que ce soit… ou peut-être pas ? Ce n’est qu’une « citation » … ou peut-être pas ?
RépondreSupprimerAlessandro aurait souhaité un « plus haut niveau » de la discussion. Je n’en suis pas toujours adepte. Peut-être parce que je viens de la campagne, et suis très liée à la terre, sa réalité et ses exigences. Je ne sais pas toujours me hisser à de telles « hauteurs intellectuelles ».
Alessandro, lorsqu’on lui demande quelles son ses influences répond qu’il regarde beaucoup de livres illustrés, beaucoup de blogs etc. Qu’il est certainement influencé mais, inconsciemment, qu’il ne sait jamais à qui il a « emprunté », ni quoi. Qu’il prend simplement ce dont il a besoin et l’introduit dans ses illustrations.
C’est comme si quelqu’un qui n’ai pas envie de faire son propre jardin – parce qu’il faut préparer la terre, semer, arroser, enlever les mauvaises herbes… parce que ce n’est pas pour lui – rendait visite dans les jardins de voisins et choisissait : ici une belle carotte, ici un oignon, pommes de terre, poireaux, cèleris… fièrement en faisait sa soupe, puis la servait en disant : « Voulez-vous en reprendre ? Vous serez d’accord que j’ai réussit de beaux légumes cette année… »
Tout ça au nom des « plus hautes aspirations intellectuelles » que son prochain ne peut bien entendu pas comprendre.
Je pense que au bout d’un moment les voisins lui auraient amoché le portrait… je prie, les plus sensibles, de pardonner cette « grossièreté ».
Ou peut-être pas ? Ils pourraient plutôt se dire que la nature est à tout le monde (à personne ?) et qu’il se serve à bonheur…
joanna, je ne connaissais pas le travail de alessandro degli angioli, et je suis donc allé voir son site par curiosité. Ce qui est sur c'est que vous avez tous les deux un style assez identique, mais que l'on peut egalement vous differencier assez facilement. il ne fait aucun doute qu'il a "pompé" un de tes dessins (c'est flagrant)mais ce n'est pas bien méchant, ne t'arrete pas à ce genre de détail, je crois au contraite que c'est assez flatteur,c'est une forme de reconnaissance, je pense que tu devrais continuer ton propre chemin qui est pour le coup trés personnel et plus interessant...
RépondreSupprimer@ Anonyme - je ne sais pas si tu as lu la réponse d'Alessandro...
RépondreSupprimerenfin, je ne m'arrête pas a ce "détail" qui ne me décourage absolument pas, j'ai passé l'âge... en revanche je ne pense pas que son attitude avoisine la reconnaissance. Quoi que je dise il y aura toujours les "oui, mais..."
joanna, désolé mais je n'arrive pas à me connecter pour lire sa réponse, mais après tout qu'elle que soit sa justification,
RépondreSupprimerc'est une question de conscience le concernant,
car il s'agit bien ici d'un copié-collé, il n'y a pas à le nier.
Twoje prace są wyjątkowe, bo Twój sposób myślenia jest wyjątkowy - tego na szczęście nie da się ukraść...
RépondreSupprimerMiejmy nadzieję, że młody "artysta" zastanowi się nim coś komuś skubnie.
A tak ogólnie - małpowanie to żenada - to widać!
Dzieki Fiziu,
RépondreSupprimera swoja droga, mysle, ze "skubanie" innym, to filozofia tego mlodego artysty...
La métaphore du voleur de légumes est parfait. Expliquez exactement ce que je pense qui est arrivé. Je suis désolé. Je sais que c'est quelque chose qui fait mal. Désolé pour le mauvais français ... Sara
RépondreSupprimerSara tm - ton français se fait bien comprendre ;-) merci pour ton message
RépondreSupprimerTout à fait d'accord avec ton image de la soupe, mais tu peux être fière de tes légumes, ta soupe à toi est bien plus personnelle. S'inspirer de quelqu'un est une chose, se servir de son travail est une autre, beaucoup moins belle.
RépondreSupprimerLes choses sont assez simples dans l'édition. Il y a plagiat ou il n'y a pas. c'est à l'éditeur à porter le dossier devant les tribunaux. Auteurs de l'ours dans tous es états publié au Chêne, nous avons malheureusement été copiés par Gabrielle Vincent dans "au bonheur des ours" publié chez Duculot puis chez Casterman. Notre éditeur Hachette a porté palinte et Les éditions Casterman lourdement condamnées. On ne peut pas accepter de se faire piller. c'est trop facile.
RépondreSupprimerGeneviève et Gérard Picot
Anonyme - Genevieve et Gerard Picot : je crois aussi que c'est trop facile de se servir du travail des autres..., mais il faut que le livre de la personne en question soit publie. Pour l'instant ce n'est pas encore conclu. Il existe en tant que projet publie sur internet et du coup je ne sais pas si un éditeur voudra le prendre pour en faire en livre papier...
RépondreSupprimer